 |
|
|



Czas kosztowania Zachodu.
O ile w Wagancie ciągle coś pękało, gięło się i zaskakująco szybko zużywało,
o tyle Mifa byłą niezawodnym majstersztykiem powojennego niemieckiego przemysłu rowerowego.

Rowerowi temu przyglądałem się przez całe dzieciństwo. Mifa - klasyczna
"damka". Stała bezczynnie od lat, zapomniana przez damską część
mojej rodziny. Rower ten wymagał poważnego remontu, gdyż wiele elementów
zostało nadszarpniętych pazurem czasu. By móc na nim jeździć niektóre
oryginalne części zastąpiłem komponentami produkcji krajowej. Zabieg ten
w sposób wyraźny obniżył wizualne i użytkowe walory roweru. Niemniej,
był to pierwszy rower w moim życiu, w którego wyglądzie i funkcjonowaniu
dawało się odczuć "zupełność rzeczy".

Pierwotnie rowerowi temu chciałem jedynie przywrócić sprawność techniczną.
Nie zamierzałem na nim jeździć. Jakby nie patrzeć, dla mężczyzny jazda
na damce to niemalże założenie spódnicy. W rzeczywistości jednak Mifa
wielokrotnie była wozem zastępczym w stosunku do wysłużonego i dość awaryjnego
Waganta.
|
|
|
 |